Och, a co to za brzydkie słowa
Wyrażać się wulgarnie, jak wiadomo, nie wolno. Dzieciom przeklinać nie wolno, bo są za małe. Starszym, bo są za stare. Osobom publicznym, bo wulgaryzują publiczną debatę. Uczonym, bo wulgaryzują dyskurs. Najbardziej oczywiście nie wypada przeklinać kobietom, bo wulgaryzują kobiecość. A kobieta ma być grzeczna, ułożona i w sukience za kolano, a najlepiej to jeszcze bez praw reprodukcyjnych.
Od przekleństw gorsze są tylko zapożyczenia z angielskiego, feminatywy i niezasłonięte (damskie) sutki. Wiadomo. Nawet w Ustawie o języku polskim możemy przeczytać, że „Ochrona języka polskiego polega w szczególności na: […] przeciwdziałaniu jego wulgaryzacji”.
Tymczasem – nie wiem jak Ty – ale ja czasem lubię poczuć soczystą kurwę na języku. I uważam, że bez niej nasza komunikacja byłaby nieporównywalnie uboższa. Wulgaryzmy są nam po prostu potrzebne. I to nie tylko po to, by dać upust emocjom.
Wulgaryzm może być prowokacją, może być werbalnym wyjściem poza poprawnościową strefę komfortu, które ma wyrażać sprzeciw społeczny. „Wypierdalać” wykrzykiwane w trakcie strajku kobiet nie miało wulgaryzować dyskursu dla samej jego wulgaryzacji. Miało wzmocnić wypowiedź, wyrazić żywe emocje, ale też położyć nacisk na to, że przekroczone zostały granice, w których można było prowadzić kulturalny dialog. Ciężar semantyczny „wypierdalania” jest bowiem zupełnie inny niż stwierdzenie, że „nie podobają nam się działania władzy”.
Tak jak stwierdzenie, że muzyka „napierdala” jest zdecydowanie mocniejsze niż konstatacja, że jest „za głośno”. Pierwsze ze stwierdzeń podkreśla przy okazji uciążliwość i opresyjność owej zbyt głośnej muzyki w sposób nieporównanie dobitniejszy. Idąc tym tropem: tłumy, które krzyczały „wypierdalać”, sięgały po mocniejszy środek językowej ekspresji, gdyż „radosne oddalanie się w tempie przyspieszonym” po prostu nie było w ocenie tłumu adekwatne.
Wulgaryzm może też być świadomym zabiegiem retorycznym, który ma wywrzeć wrażenie na słuchaczu. Może także służyć celom komicznym. Może ośmieszać adwersarza i równocześnie stanowić manifestację niezależności podmiotu używającego („Rosyjski okręcie wojenny, idi na chuj”). Może pełnić funkcję magiczną i detabuizować, odzierać ze świętości sfery tabu. Może też mieć działanie empatyczne. Kiedy ktoś dzieli się z nami jakąś bardzo nieprzyjemną sytuacją, proste „ja pierdolę” może być zdecydowanie silniejszym wyrazem wsparcia i współodczuwania niż „tak mi przykro…”.
Wulgaryzm może być również środkiem literackim. Jak pamiętamy, funkcja poetycka to projekcja zasady ekwiwalencji z osi wyboru na oś kombinacji (a dowiedzieć się, o co chodzi, możemy z wpisu poświęconemu funkcji poetyckiej 😉). Decyzja o osadzeniu wulgaryzmu w tekście może być zadośćuczynieniem tejże funkcji w celu wywołania uniesień artystycznych. Nietrudno nam chyba przywołać dzieła sztuki, które pozbawione wulgaryzmów traciłyby nie tylko na ostrości artystycznego przekazu. Wyobraźcie sobie puentę „Pantofelka” Bursy bez nieparlamentarnego wyrażenia. Wyobraźcie sobie Adasia Miauczyńskiego, który mówi „dżizas, kurczę, ja piórkuję”.
Ja dziękuję, idź pan w chuj z takim dekorum!
Wulgaryzm może również pełnić funkcję deestetyzacyjną. Przylega bowiem do tego, kto jest nim obrzucony, strąca obrzuconego z piedestału. Taką funkcję pełnić miało choćby słynne osiem gwiazdek. W tym kontekście warto zwrócić uwagę na to, jak pojemne semantycznie potrafią być wulgaryzmy. Pięciogwiazdkowe „jebać” w postaci przymiotnikowej może na przykład wyrażać podziw ( „jebany, ale to wymyślił”), ale również być wyrazem pogardy („gnój jebany”). Z kolei od tego, jakiego prefiksu użyjemy, będzie zależeć znaczenie czasownika. Jeżeli „zajebać ”, to coś ukraść, jeżeli „od-”, to zrobić coś głupiego, „po-” – to się pomylić, „z-” to zepsuć, „przy-” to uderzyć, „prze-” to przepuścić np. pieniądze, „wy-” to wyrzucić… i tak dalej, i tak dalej.
A wszystko to od pięknego po prasłowiańskiego jebti/jebati (czyli lżyć. Mówiłem, że to jest pojemne określenie. A jeszcze nie przeszliśmy do seksualnej części tego pola semantycznego, która wywodzi się jeszcze z praindoeuropejskiego yebh-), ALE…
O, bo oczywiście, że jednak jest ale.
ALE oczywiście, że czasem powinniśmy się powstrzymać. I to nie dlatego, że nie wypada, że niegrzecznie czy że jebanie i kurwowanie są odbierane jako przejaw prostactwa.
Czasem warto wcisnąć hamulec, ponieważ NADużywanie wulgaryzmów doprowadzić może do tego, że przekleństwa stracą swoją moc. Że „kurwa” znaczyć będzie tyle co „kopytko”, a „jebanie” po prostu nam spowszednieje. A przecież chodzi o to, by – parafrazując Tuwima – słowa, które są jak salonowe pieski, czasem mogły stać się wściekłymi psami.
I to tyle na dzisiaj.
Serdecznie wypierdalam.
*Wulgaryzm – „jednostka leksykalna, za pomocą której mówiący ujawnia swoje emocje względem czegoś lub kogoś, łamiąc przy tym tabu językowe” Grochowski M., 1995, Słownik polskich przekleństw i wulgaryzmów”
Maciej Makselon