A nie da się tego powiedzieć po polsku?

Taski? Dedlajny? Subskrypcje?

A nie można tego powiedzieć po polsku?

Można, jak najbardziej. Jeszcze jak!

No chyba że nie.

Utyskiwanie na „niszczenie polszczyzny obcymi słowami” urasta do roli sztuki. Pod postami na fejsiku, pod artykułami na wupie, w poważnych gazetach i telewizjach poważne gadające głowy głowią się nad tym, czemu, na Peruna, zaśmieca się język angielszczyzną?!

A to trochę tak, jakby irytować się, że ludzie nie jedzą typowych polskich potraw, tylko sushi, hamburgery i pizzę.

Wiecie, co byśmy jedli, gdybyśmy wrócili do typowo polskich potraw?

Nie, nie pierogi. One są z Chin.

Nie, nie schabowego. Schabowy przywędrował do nas z Austrii, do której trafił z Włoch.

Otóż, gdybyśmy równocześnie mogli używać TYLKO POLSKICH SŁÓW, to najprawdopodobniej żulibyśmy język ze zgryzoty, bo z nikim byśmy się nie mogli dogadać.

Bo choć w naszym słowniku jest około 140 tysięcy pozycji, to circa about 100 tysięcy stanowią zapożyczenia.

Oczywiście różnego rodzaju. Maksymalnie upraszczając tę kwestię na potrzeby wpisu: czasem obce nazwy po prostu przychodzą do nas wraz z obcą rzeczą. Dlatego dziś mówimy o pomidorach, choć moglibyśmy mówić o „jabłkach ze złota”, bo dokładnie to znaczy „pomodoro”.

Czasem z kolei słowa, których już używamy, poprzez obce wpływy nabierają nowego znaczenia. Dzięki temu biedna wcześniej mysz (kościelna?) mogła zrobić rebranding, stać się myszką i rozpocząć karierę w IT, gdzie trzaska taski na ASAP-ie.

O, i tu jest pies pogrzebany. Bo o ile przeniknięcia, nikogo raczej nie irytują, o tyle dedlajny (czyli zapożyczenia właściwe) sprawiają, że gotuje się w nas patriotyczno-purystyczna krew. Przecież te paskudztwa wypierają rodzime słowa! Mówimy o mailach, a przecież mamy „pocztę” (którą zapożyczyliśmy z łaciny)! Czemu ludziom daje się taski, skoro można dawać do wykonania pracę (staroczeską)? I dlaczego wykonujemy ją przed dedlajnem, nie przed ostatecznym terminem (zapożyczonym z łaciny)?

Może dlatego, że tak jest nam łatwiej się komunikować. A do tego służy język. Do komunikacji.

A języki zapożyczają od siebie słowa od zawsze, tym samym się wzbogacając.

I tylko z dedlajnem faktycznie jest problem. Ale nie chodzi o niszczenie języka. Chodzi o to, że dedlajn zawsze był wczoraj.

W czy na Ukrainie. Narodowy test na empatię.

Przecież z językowego punktu widzenia wszystko zostało już w tej materii powiedziane. Przyimka „na” używamy w stosunku do wysp (na Bermudach) tudzież obszarów przynależących do większej całości (na Śląsku). „W” czy „do” używamy z kolei w stosunku do niepodległych krajów. Do Niemiec, w Polsce. Z „na Węgry” i „na Słowację” sprawa jest i nie jest taka sama jak z „na Ukrainę”. JEST, ponieważ to również były terytoria stanowiące część innego państwa (Austro-Węgier, Czechosłowacji) i NIE JEST, ponieważ Słowacy i [...]

Więcej

Ortoterroryzm, grammar nazi i cyberpoprawiactwo

Albo niech ktoś napisze „włanczać”. O borze, jak my to kochamy. Od razu podnosi się nam na skórze włosie, twardnieje nam krytyczna fraza, już czujemy na języku słodko-słony smak zwycięstwa. Z miejsca możemy sobie takiego delikwenta lub delikwentkę ustawić. Pokazać, że jesteśmy ponad, że kapitał kulturowy, którym obraca nasz(a) interlokutor(ka), to przy naszym kapitale są przecież jakieś drobne. Może na żywo byśmy tego nie zrobili, bo przecież publiczne wytykanie błędu językowego to – powiedzmy sobie delikatnie – [...]

Więcej

Teksty o języku, kulturze i sztuce

Teksty poświęcone zagadnieniom językowym oraz dziełom i produktom kultury.

Teraz możesz zostawić mi swojego maila.

Daję Ci słowo (a nawet całe zdanie!), że poinformuję Cię, gdy na stronie pojawi się nowy tekst. Bo po to tu jesteś, prawda 🙂?