Komu sądzić o sędzinie?
A spróbujcie sędzinę nazwać „sędziną”. Od razu 2137 osób z środowiska prawniczego napisze, że „sędzina to żona sędziego”. Bo okazuje się, słuchajcie, że na języku prawnicy znają się zdecydowanie lepiej od wszystkich polonistów, językoznawców, redaktorów i storytellerów razem wziętych.
Właśnie dlatego pisma prawnicze sprzedają się jak świeże bułeczki 😉.
Ale do sedna.
Zadam proste pytanie: kto zwęża wam spodnie?
No właśnie.
Widzicie, tak jak krawcowa zajmuje się krawiectwem, tak sędzina sędziowaniem. Od lat1 bowiem nie określamy kobiet ze względu na stanowiska zajmowane przez ich mężów2. A język ma tak, że kiedy pojawia się nowa potrzeba (tj. np. kobiety zaczynają wykonywać nowe funkcje) to czasem zamiast tworzyć nowe słowa, naturalnie czerpie z dostępnych zasobów.
Dziś to, że sędzina KIEDYŚ znaczyła żonę sędziego, nie ma już żadnego znaczenia.
Czasy się zmieniają, język też.
KIEDYŚ bieganie z kutasem3 po świetlicy4 nie było niczym dziwnym. Dziś jednak za takie rzeczy sędziny i sędziowie wsadzają ludzi do więzienia (kiedyś „ciemnicy”). I słusznie.
A jednak na studiach prawniczych kadry nadal roszczą sobie (hehe) prawo, by wbijać studentom i studentkom do głowy tę głupotę5, że „sędzina” odejmuje powagi, bo by nią zostać, wystarczy dobrze wyjść za mąż, nie zaś skończyć studia. Wiadomo, z kolei by zostać krawcową, wychodzi się za krawca, by zostać sklepową za sklepikarza, i tak dalej.
Otóż nie.
Dziś na kobietę, która zasiada na sędziowskim stolcu z pełnym przekonaniem możemy mówić sędzina.
Jeżeli jakaś sędzina sobie tego nie życzy, to nie ma problemu. Możemy mówić też sędzia (tej sędzi, tę sędzię, tą sędzią). Ale jeżeli ktoś sięga po bzdurny argument, że „sędzina znaczy żonę sędziego” to proszę od razu wysyłać na, nie wiem, kolację z Edzią Górniak. Może z racji bezrefleksyjnego przywiązania do tego, co było a nie jest, powspominają sobie, jak to fajnie było przed wynalezieniem szczepionek. Albo kiedy ludzie myśleli, że ziemia jest płaska.
A jak już wróci delikwent (lub -ka) z tej kolacji i zapyta z bólem: „jak w takim razie mówić o żonie sędziego?”, odpowiedzcie:
Nie wiem… Grażyna?
No, chyba że się nazywa Marzena, to wtedy nie.
I jeszcze odpowiadając na jeden częsty argument, pt. „ale w ustawie jest napisane »sędzi«, nie »sędziny«”. Tak, a w Kodeksie Spółek Handlowych jest tylko „dyrektor”, „dyrektorki” brak. Pamiętajmy o tym, że feminatywy zaczęto rugować odgórnie, w sposób sztuczny z polszczyzny ponad sześćdziesiąt lat temu i robiono to nadzwyczaj skutecznie. W efekcie przyzwyczajeni jesteśmy do form stojących w sprzeczności z logiką języka, tj. „pani dyrektor”. Język dopiero kilkanaście lat temu zaczął wracać na naturalne tory i trochę mu to pewnie jeszcze zajmie. Jesteśmy na dobrej drodze, o czym świadczą powracające do słowników feminatywy (a pamiętajmy, że słownik zawsze są kilka lub kilkanaście lat spóźnione wobec rzeczywistości – taka ich natura), ale na zmiany w aktach normatywnych pewnie przyjdzie nam jeszcze chwilę zaczekać.
1 Podobnie nie używamy dziś odmęskich nazwisk dzierżawczych. Marzena, która wyjdzie za Nowaka nie będzie Marzeną Nowakową, tylko Marzeną Nowak. Nie należy bowiem do Nowaka, lecz jest jego partnerką.
2 (wyjątkiem jest „prezydentowa”, ale to sytuacja dość specyficzna, bo ta czasowo rezygnuje z życia zawodowego, by być pierwszą damą na pełen etat. Nawet jeśli ten etat polegać ma na uporczywym milczeniu).
3 Kutas – dawniej element dekoracyjny w kształcie pędzelka, przypinany do ozdobnych pasów, szlafmyc lub zasłon.
4 Świetlica – dawniej najjaśniejszy pokój w domu.
5 dostałem ogrom wiadomości od byłych i obecnych studentów i studentek prawa, że na ich studiach tępi się określenie „sędzina”. Ba, słyszałem nawet, że na niektórych wydziałach prawa za używanie „sędziny” można było uwalić rok. I jakoś ciężko nie łączyć mi tego z ogromną niechęcią sędzin do tego określenia. Bo też jeżeli na całych studiach wbija się do głowy, że to określenie podważa pozycję, umniejsza pracy włożonej w naukę, a tak poza tym można przez nie oblać egzamin, to ciężko by nie kojarzyło się negatywnie. Jedynym zabawnym aspektem w tym wszystkim jest to, że w sposób niezmącony wątpliwością, wyroki ex cathedra na temat semantyki i etymologii wydają profesorowie i profesorki prawa. Równie sensowne byłoby, gdyby o prawie podatkowym wypowiadali się wykładowcy polonistyki.
Maciej Makselon